Harry stał przed drzwiami rodzinnego domu Tonks. W
jednej ręce trzymał torebkę z prezentem dla chrześniaka, a w drugiej bukiet
kwiatów dla jego babci.
Wahał się przez jakiś czas, zanim nacisnął guzik dzwonka. Po chwili drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła Andromeda Tonks.
- Na brodę Merlina, Harry! – krzyknęła. – Co ty tu robisz?
- To dla pani. – rzekł, wręczając jej bukiet. – Przyjechałem zobaczyć się z Teddy'm. Jestem jego ojcem chrzestnym.
- Och, dziękuję ci, kochaneczku! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś. Ted jest w salonie, chodźmy tam.
- A właśnie, zapomniałbym, to prezent dla niego. – przypomniał sobie chłopak.
- Jakiś ty dobrze wychowany! – pochwaliła i wyjęła ciuszki z ozdobnej torebki. – Jakie cudowne! Chciałam je kupić u Madame Malkin, dokładnie te same, ale nie miałam na nie wystarczająco dużo pieniędzy. Dziękuję ci, Harry!
- To drobiazg. – odrzekł lekko speszony, chociaż tak naprawdę zastanawiał się, ile mogły kosztować takie ubranka. Więcej niż dziesięć galeonów? Wszedł do salonu, a to, co zobaczył sprawiło, że jego nogi stały się jak z waty. Na podłodze rozłożony był kolorowy kocyk, a na nim leżał malutki chłopczyk, który nawet nie zauważył powrotu babci z jakimś obcym mężczyzną, bo był zbyt zajęty zmienianiem swojego koloru włosów. Najpierw miał różowe, potem zmienił je na turkusowe, a następnie na płomiennorude.
- A więc to jest Teddy. – powiedziała Andromeda i wzięła wnuka na ręce. – Teddy, przywitaj się z wujkiem Harrym.
- Hej, mały. – powiedział Harry i chwycił jego małą rączkę. W porównaniu z jego dość dużą dłonią, dłoń niemowlaka była naprawdę niewielka. Chłopiec wpatrywał się w Harry’ego swoimi dużymi oczami. Był bardzo podobny do Tonks. Ale oczy i usta miał identyczne jak jego ojciec. Harry’emu wydało się to dziwne, ale jego chrześniak przypominał mu jego samego. Nie z wyglądu, chociaż kiedy zmieniał swoje włosy na kruczoczarne, wyglądał prawie jak on. Ale mały Teddy też stracił obojga rodziców. I w tym był podobny do Harry’ego.
- Usiądź, kochany. Powiedz mi, gdzie teraz mieszkasz? – zapytała.
- Obecnie w Dziurawym Kotle. Wcześniej mieszkałem w Norze, ale wyjechałem na jakiś czas, żeby poznać Teddy’ego. Potem tam wrócę.
- Harry, możesz wprowadzić się do nas! W Dziurawym Kotle mają bardzo niewygodne łóżka, a ja mam wolny pokój gościnny. A jeśli mam być szczera, to przydałaby mi się pomoc. Z tego małego jest straszny rozrabiaka! – zaśmiała się. – Jeśli chcesz i nie będzie ci przeszkadzało to, że od czasu do czasu będziesz musiał wstać w nocy do Teddy’ego albo go przewinąć czy przebrać, to zapraszamy.
- Bardzo chętnie, pani Tonks…
- Mów mi Andromeda, Harry! – przerwała mu.
- Och, dobrze. – chłopak zmieszał się. – Więc jak już mówiłem, bardzo chętnie ci pomogę, Andromedo, ale nie wiem, czy będę umiał. Nigdy nie miałem kontaktu z małymi dziećmi. – rzekł zakłopotany.
- Ależ to nie problem, wszystkiego cię nauczę! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będę mieć pomoc. Oczywiście, nie chcę cię wykorzystywać. Nie czuj się zmuszany do niczego.
- Nie, skądże! Przyszedłem tu właśnie z takim zamiarem. Chciałem pomóc.
- Więc jutro wynieś się z Dziurawego Kotła i przyjdź do nas. – odpowiedziała z uśmiechem. Mimo straty córki na jej twarzy zagościł uśmiech. – A może chciałbyś wziąć Teddy’ego na ręce? – zapytała.
- Bardzo, ale nie wiem czy…
- Potrafisz, potrafisz. – powiedziała Andromeda i podała mu chłopca. Harry wyciągnął ręce, które trzęsły mu się ze zdenerwowania. Pochwycił małe ciałko chrześniaka, który przypatrywał mu się z zainteresowaniem. Nagle wyobraźnia Harry’ego podsunęła mu pewien obraz – idzie razem z Ginny przez łąki niedaleko Nory, a oboje trzymają za maleńkie rączki chłopca, który jest odzwierciedleniem ich obojga i stawia swoje pierwsze kroki. Jednak szybko wrócił do rzeczywistości, ale to, co ujrzał oczami wyobraźni dodało mu odwagi. Zupełnie zapomniał o tym, że nigdy w życiu nie miał na rękach żadnego dziecka, że nie ma pojęcia jak zmieniać pieluchy czy przebierać niemowlaka, to wszystko wydawało się przeszłością. W przypływie nagłej euforii podniósł się z kanapy z Teddy’m na rękach i zaczął kręcić go w powietrzu. Na ten widok Andromeda wydała z siebie zduszony okrzyk, ale nic się nie stało. Harry mocno trzymał malca, który śmiał się od ucha do ucha swoim beztroskim śmiechem. Widząc wnuka ze swoim ojcem chrzestnym, uśmiechnęła się do siebie w duchu. Była pewna, że młody Potter będzie zdolny do tego, aby chociaż w pewnym stopniu zastąpić mu ojca. Łzy same napłynęły jej do oczu. Jeszcze nie pogodziła się ze stratą jedynej córki. A w dodatku Teddy tak bardzo przypominał jej ukochaną Dorę, że miała ochotę nie wstać do niego, gdy płakał w nocy i nie nakarmić go. Sama siebie skarciła za takie myśli. Przecież to jej wnusio, najukochańszy, maleńki Ted, który pierwszy raz śmieje się tak głośno, będąc w objęciach wujka Harry’ego. Wcześniej chciała, aby ktoś ją odciążył, żeby w końcu mogła się wyspać. Teraz pragnęła, by Harry został u nich jak najdłużej i żeby Teddy był szczęśliwy. Nic więcej… Z tego stanu melancholii i zawieszenia w innym świecie wyrwał ją Harry.
- Andromedo, niestety, muszę już iść. Jutro zjawię się zaraz po śniadaniu i pobawię się z tym brzdącem. – odparł i ruszył do wyjścia, a ona przejęła od niego wnuka.
- Harry, bardzo ci dziękuję. Obiecuję, że mimo obowiązków związanych z Tedem, będzie ci się dobrze u nas mieszkało.
- Jestem tego pewien. Do zobaczenia. – pożegnał się chłopak. Kiedy wyszedł, stwierdził, że przejdzie się do Dziurawego Kotła, zamiast się deportować, aby przemyśleć to wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Najpierw pomyślał o Ginny i niczym echo wróciło do niego wspomnienie rodziny, którą chciał stworzyć ze swoją dziewczyną. Przypomniał sobie jej słodki, kwiatowy zapach, jej brązowe oczy, którymi patrzyła na niego w sposób, w jaki nikt inny nie patrzył. Zrozumiał, że dzięki niej jest szczęśliwy i odnalazł miłość, której nie doznał w dzieciństwie. Nie chciał pozwolić, aby jego chrześniak dorastał bez jego miłości tak długo, jak on, Harry, dorastał bez miłości Syriusza. Bez miłości kogokolwiek innego.
Szybko porzucił te myśli i zastanawiał się, co powie Ginny, kiedy opowie jej o swoim pierwszym dniu jako opiekun małego bobasa.
***
Wahał się przez jakiś czas, zanim nacisnął guzik dzwonka. Po chwili drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła Andromeda Tonks.
- Na brodę Merlina, Harry! – krzyknęła. – Co ty tu robisz?
- To dla pani. – rzekł, wręczając jej bukiet. – Przyjechałem zobaczyć się z Teddy'm. Jestem jego ojcem chrzestnym.
- Och, dziękuję ci, kochaneczku! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś. Ted jest w salonie, chodźmy tam.
- A właśnie, zapomniałbym, to prezent dla niego. – przypomniał sobie chłopak.
- Jakiś ty dobrze wychowany! – pochwaliła i wyjęła ciuszki z ozdobnej torebki. – Jakie cudowne! Chciałam je kupić u Madame Malkin, dokładnie te same, ale nie miałam na nie wystarczająco dużo pieniędzy. Dziękuję ci, Harry!
- To drobiazg. – odrzekł lekko speszony, chociaż tak naprawdę zastanawiał się, ile mogły kosztować takie ubranka. Więcej niż dziesięć galeonów? Wszedł do salonu, a to, co zobaczył sprawiło, że jego nogi stały się jak z waty. Na podłodze rozłożony był kolorowy kocyk, a na nim leżał malutki chłopczyk, który nawet nie zauważył powrotu babci z jakimś obcym mężczyzną, bo był zbyt zajęty zmienianiem swojego koloru włosów. Najpierw miał różowe, potem zmienił je na turkusowe, a następnie na płomiennorude.
- A więc to jest Teddy. – powiedziała Andromeda i wzięła wnuka na ręce. – Teddy, przywitaj się z wujkiem Harrym.
- Hej, mały. – powiedział Harry i chwycił jego małą rączkę. W porównaniu z jego dość dużą dłonią, dłoń niemowlaka była naprawdę niewielka. Chłopiec wpatrywał się w Harry’ego swoimi dużymi oczami. Był bardzo podobny do Tonks. Ale oczy i usta miał identyczne jak jego ojciec. Harry’emu wydało się to dziwne, ale jego chrześniak przypominał mu jego samego. Nie z wyglądu, chociaż kiedy zmieniał swoje włosy na kruczoczarne, wyglądał prawie jak on. Ale mały Teddy też stracił obojga rodziców. I w tym był podobny do Harry’ego.
- Usiądź, kochany. Powiedz mi, gdzie teraz mieszkasz? – zapytała.
- Obecnie w Dziurawym Kotle. Wcześniej mieszkałem w Norze, ale wyjechałem na jakiś czas, żeby poznać Teddy’ego. Potem tam wrócę.
- Harry, możesz wprowadzić się do nas! W Dziurawym Kotle mają bardzo niewygodne łóżka, a ja mam wolny pokój gościnny. A jeśli mam być szczera, to przydałaby mi się pomoc. Z tego małego jest straszny rozrabiaka! – zaśmiała się. – Jeśli chcesz i nie będzie ci przeszkadzało to, że od czasu do czasu będziesz musiał wstać w nocy do Teddy’ego albo go przewinąć czy przebrać, to zapraszamy.
- Bardzo chętnie, pani Tonks…
- Mów mi Andromeda, Harry! – przerwała mu.
- Och, dobrze. – chłopak zmieszał się. – Więc jak już mówiłem, bardzo chętnie ci pomogę, Andromedo, ale nie wiem, czy będę umiał. Nigdy nie miałem kontaktu z małymi dziećmi. – rzekł zakłopotany.
- Ależ to nie problem, wszystkiego cię nauczę! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będę mieć pomoc. Oczywiście, nie chcę cię wykorzystywać. Nie czuj się zmuszany do niczego.
- Nie, skądże! Przyszedłem tu właśnie z takim zamiarem. Chciałem pomóc.
- Więc jutro wynieś się z Dziurawego Kotła i przyjdź do nas. – odpowiedziała z uśmiechem. Mimo straty córki na jej twarzy zagościł uśmiech. – A może chciałbyś wziąć Teddy’ego na ręce? – zapytała.
- Bardzo, ale nie wiem czy…
- Potrafisz, potrafisz. – powiedziała Andromeda i podała mu chłopca. Harry wyciągnął ręce, które trzęsły mu się ze zdenerwowania. Pochwycił małe ciałko chrześniaka, który przypatrywał mu się z zainteresowaniem. Nagle wyobraźnia Harry’ego podsunęła mu pewien obraz – idzie razem z Ginny przez łąki niedaleko Nory, a oboje trzymają za maleńkie rączki chłopca, który jest odzwierciedleniem ich obojga i stawia swoje pierwsze kroki. Jednak szybko wrócił do rzeczywistości, ale to, co ujrzał oczami wyobraźni dodało mu odwagi. Zupełnie zapomniał o tym, że nigdy w życiu nie miał na rękach żadnego dziecka, że nie ma pojęcia jak zmieniać pieluchy czy przebierać niemowlaka, to wszystko wydawało się przeszłością. W przypływie nagłej euforii podniósł się z kanapy z Teddy’m na rękach i zaczął kręcić go w powietrzu. Na ten widok Andromeda wydała z siebie zduszony okrzyk, ale nic się nie stało. Harry mocno trzymał malca, który śmiał się od ucha do ucha swoim beztroskim śmiechem. Widząc wnuka ze swoim ojcem chrzestnym, uśmiechnęła się do siebie w duchu. Była pewna, że młody Potter będzie zdolny do tego, aby chociaż w pewnym stopniu zastąpić mu ojca. Łzy same napłynęły jej do oczu. Jeszcze nie pogodziła się ze stratą jedynej córki. A w dodatku Teddy tak bardzo przypominał jej ukochaną Dorę, że miała ochotę nie wstać do niego, gdy płakał w nocy i nie nakarmić go. Sama siebie skarciła za takie myśli. Przecież to jej wnusio, najukochańszy, maleńki Ted, który pierwszy raz śmieje się tak głośno, będąc w objęciach wujka Harry’ego. Wcześniej chciała, aby ktoś ją odciążył, żeby w końcu mogła się wyspać. Teraz pragnęła, by Harry został u nich jak najdłużej i żeby Teddy był szczęśliwy. Nic więcej… Z tego stanu melancholii i zawieszenia w innym świecie wyrwał ją Harry.
- Andromedo, niestety, muszę już iść. Jutro zjawię się zaraz po śniadaniu i pobawię się z tym brzdącem. – odparł i ruszył do wyjścia, a ona przejęła od niego wnuka.
- Harry, bardzo ci dziękuję. Obiecuję, że mimo obowiązków związanych z Tedem, będzie ci się dobrze u nas mieszkało.
- Jestem tego pewien. Do zobaczenia. – pożegnał się chłopak. Kiedy wyszedł, stwierdził, że przejdzie się do Dziurawego Kotła, zamiast się deportować, aby przemyśleć to wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Najpierw pomyślał o Ginny i niczym echo wróciło do niego wspomnienie rodziny, którą chciał stworzyć ze swoją dziewczyną. Przypomniał sobie jej słodki, kwiatowy zapach, jej brązowe oczy, którymi patrzyła na niego w sposób, w jaki nikt inny nie patrzył. Zrozumiał, że dzięki niej jest szczęśliwy i odnalazł miłość, której nie doznał w dzieciństwie. Nie chciał pozwolić, aby jego chrześniak dorastał bez jego miłości tak długo, jak on, Harry, dorastał bez miłości Syriusza. Bez miłości kogokolwiek innego.
Szybko porzucił te myśli i zastanawiał się, co powie Ginny, kiedy opowie jej o swoim pierwszym dniu jako opiekun małego bobasa.
***
Ginny właśnie obudziła się. O dziwo, kiedy tylko
otworzyła oczy, ujrzała przyjaciółkę, która siedziała na swoim łóżku oparta o
ścianę i płakała.
- Hermiono, co się stało? – spytała i poderwała się, by ją przytulić, ale nie zdążyła, bo dziewczyna ze złości aż stanęła na równe nogi.
- Wiedziałam, że nie powinnam z nim rozmawiać! On się kompletnie ze mną nie liczy. Nie obchodzi go, co czuję! Jest wstrętnym, podłym egoistą, który…
- Ale co się stało?! – przerwała jej Ginny.
- On chce, żebym została tu w Norze i nie wyjeżdżała szukać rodziców! Wiesz, co mi powiedział? Że w Australii jest ludzi jak gnomów i za nic w świecie ich nie odnajdę! On w ogóle nie wie, co ja czuję, ma rodziców na wyciągnięcie ręki! Nie sądziłam, że teraz, kiedy liczyłam na jego wsparcie, będzie w stanie powiedzieć mi coś takiego. – opowiedziała i rozpłakała się.
- Hermiono, to mój brat i znam go jak własną kieszeń. Jestem pewna, że nie mówił tego szczerze. Może bał się, że teraz, kiedy nie ma Harry’ego, to go zostawisz i nie wiadomo, kiedy wrócisz.
- Ależ Ginny, czy ty naprawdę uważasz, że pojechałabym tam sama? On dobrze o tym wie, że zabrałabym i Harry’ego, i jego. Ciebie oczywiście też. Bez przyjaciół nie wytrzymałabym tego całego napięcia. Tylko Ron zazwyczaj reaguje strasznie impulsywnie.
- Pogadam z nim. – rzekła Ginny i wyszła z pokoju, nie słuchając sprzeciwów przyjaciółki. Zapukała do pokoju brata. Odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Zobaczyła Rona leżącego na łóżku z głową przykrytą poduszką. Usiadła obok niego, jednak on nie zareagował.
- No, braciszku, weź się w garść. Pogadamy? – spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. – Okej, nie chcesz gadać, to nie. Powiem ci tylko tyle – Hermiona kocha cię jak nikogo innego, matole! Zrozum to w końcu i zacznij liczyć się z jej uczuciami, bo jeśli nie, to stracisz wszystko, co najcenniejsze. A wiem, że najcenniejsza jest dla ciebie właśnie ona. – skończyła i już miała wychodzić, kiedy jej brat odezwał się łamiącym głosem.
- Hermiona mnie kocha? – spytał.
- Na brodę Merlina, Ron! To było najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałam. – odpowiedziała i wyszła. Kiedy wróciła do pokoju zastała Hermionę śpiącą na swoim łóżku. Podeszła do niej i przykryła ją kocem. Dopiero po chwili przypomniała sobie o liście od Harry’ego. Poderwała się jak oparzona, wyjęła pióro i pergamin. Usiadła przy swoim biurku. Skrobanie pióra o pergamin uspokoiło ją. Kiedy skończyła pisać wsadziła list do koperty i podetknęła pod dziób sowie Harry’ego, która przez cały czas siedziała na parapecie. Kiedy odleciała, zaczęło się ściemniać. Postanowiła nie budzić Hermiony, a sama umyła się i położyła. Długo nie mogła zasnąć. Jej myśli uciekały do Harry’ego. Pomyślała sobie, że Harry będzie zdobywał teraz cenne doświadczenia potrzebne do przyszłego życia. Tak, chociaż Ginny była młoda, myślała już o Harrym poważnie. Wyobrażała sobie, jak idzie obok niego z dumnie podniesioną głową, przyodziana w długą suknię ślubną i welon, a za nimi kroczą Ron i Hermiona, wszyscy szczerzą zęby w triumfalnym uśmiechu.
W końcu Ginny usnęła, kolejny raz śniąc o swym ukochanym.
- Hermiono, co się stało? – spytała i poderwała się, by ją przytulić, ale nie zdążyła, bo dziewczyna ze złości aż stanęła na równe nogi.
- Wiedziałam, że nie powinnam z nim rozmawiać! On się kompletnie ze mną nie liczy. Nie obchodzi go, co czuję! Jest wstrętnym, podłym egoistą, który…
- Ale co się stało?! – przerwała jej Ginny.
- On chce, żebym została tu w Norze i nie wyjeżdżała szukać rodziców! Wiesz, co mi powiedział? Że w Australii jest ludzi jak gnomów i za nic w świecie ich nie odnajdę! On w ogóle nie wie, co ja czuję, ma rodziców na wyciągnięcie ręki! Nie sądziłam, że teraz, kiedy liczyłam na jego wsparcie, będzie w stanie powiedzieć mi coś takiego. – opowiedziała i rozpłakała się.
- Hermiono, to mój brat i znam go jak własną kieszeń. Jestem pewna, że nie mówił tego szczerze. Może bał się, że teraz, kiedy nie ma Harry’ego, to go zostawisz i nie wiadomo, kiedy wrócisz.
- Ależ Ginny, czy ty naprawdę uważasz, że pojechałabym tam sama? On dobrze o tym wie, że zabrałabym i Harry’ego, i jego. Ciebie oczywiście też. Bez przyjaciół nie wytrzymałabym tego całego napięcia. Tylko Ron zazwyczaj reaguje strasznie impulsywnie.
- Pogadam z nim. – rzekła Ginny i wyszła z pokoju, nie słuchając sprzeciwów przyjaciółki. Zapukała do pokoju brata. Odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Zobaczyła Rona leżącego na łóżku z głową przykrytą poduszką. Usiadła obok niego, jednak on nie zareagował.
- No, braciszku, weź się w garść. Pogadamy? – spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. – Okej, nie chcesz gadać, to nie. Powiem ci tylko tyle – Hermiona kocha cię jak nikogo innego, matole! Zrozum to w końcu i zacznij liczyć się z jej uczuciami, bo jeśli nie, to stracisz wszystko, co najcenniejsze. A wiem, że najcenniejsza jest dla ciebie właśnie ona. – skończyła i już miała wychodzić, kiedy jej brat odezwał się łamiącym głosem.
- Hermiona mnie kocha? – spytał.
- Na brodę Merlina, Ron! To było najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałam. – odpowiedziała i wyszła. Kiedy wróciła do pokoju zastała Hermionę śpiącą na swoim łóżku. Podeszła do niej i przykryła ją kocem. Dopiero po chwili przypomniała sobie o liście od Harry’ego. Poderwała się jak oparzona, wyjęła pióro i pergamin. Usiadła przy swoim biurku. Skrobanie pióra o pergamin uspokoiło ją. Kiedy skończyła pisać wsadziła list do koperty i podetknęła pod dziób sowie Harry’ego, która przez cały czas siedziała na parapecie. Kiedy odleciała, zaczęło się ściemniać. Postanowiła nie budzić Hermiony, a sama umyła się i położyła. Długo nie mogła zasnąć. Jej myśli uciekały do Harry’ego. Pomyślała sobie, że Harry będzie zdobywał teraz cenne doświadczenia potrzebne do przyszłego życia. Tak, chociaż Ginny była młoda, myślała już o Harrym poważnie. Wyobrażała sobie, jak idzie obok niego z dumnie podniesioną głową, przyodziana w długą suknię ślubną i welon, a za nimi kroczą Ron i Hermiona, wszyscy szczerzą zęby w triumfalnym uśmiechu.
W końcu Ginny usnęła, kolejny raz śniąc o swym ukochanym.
***
Z kolei Harry nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku
na bok. Emocje związane z opieką nad Teddym dawały o sobie znać. Wiedział, że
powinien zasnąć, jednak sen nie nadchodził.
Nagle w okno zastukała sowa. Harry zerwał się na równe nogi, otworzył okno, odebrał od niej list, a sowę wpuścił do klatki i podstawił miseczkę z wodą. Koperta była zaadresowana do niego pismem Ginny. W nagrodę pogłaskał swoją wciąż bezimienną sowę i otworzył list.
„Kochany Harry – pisała dziewczyna.
Nagle w okno zastukała sowa. Harry zerwał się na równe nogi, otworzył okno, odebrał od niej list, a sowę wpuścił do klatki i podstawił miseczkę z wodą. Koperta była zaadresowana do niego pismem Ginny. W nagrodę pogłaskał swoją wciąż bezimienną sowę i otworzył list.
„Kochany Harry – pisała dziewczyna.
Myślę,
że najlepszym imieniem dla Twojej sowy będzie Gertie. Znalazłam je w mojej
ulubionej książce, zakładam, że domyślasz się jakiej.
Życzę Ci powodzenia w opiece nad chrześniakiem. Wiem, że będziesz wspaniałym ojcem chrzestnym dla Teddy’ego. Tylko nie denerwuj się, jak będzie płakał, bo mały to wyczuje.
Ja też bardzo Cię kocham. Pamiętaj, że drogą miłości zajdziesz najdalej.
Przepraszam, że mój list jest taki krótki. Muszę pomóc Ronowi i Hermionie, jak zwykle mój braciszek nie może opanować swojego charakteru.
Życzę Ci powodzenia w opiece nad chrześniakiem. Wiem, że będziesz wspaniałym ojcem chrzestnym dla Teddy’ego. Tylko nie denerwuj się, jak będzie płakał, bo mały to wyczuje.
Ja też bardzo Cię kocham. Pamiętaj, że drogą miłości zajdziesz najdalej.
Przepraszam, że mój list jest taki krótki. Muszę pomóc Ronowi i Hermionie, jak zwykle mój braciszek nie może opanować swojego charakteru.
Kocham
Cię, Ginny.”
Harry uśmiechnął się na widok listu. Od razu
wiedział, że dziewczynie chodzi o książkę „Quidditch przez wieki”. Nie znał
dziewczyny, która lata na miotle lepiej od
Ginny. W dodatku wiedział, że ma słabość do nadawania sowom dziwnych imion.
Teraz mógł już spać spokojnie. I rzeczywiście, po chwili zasnął z uśmiechem na ustach.
Teraz mógł już spać spokojnie. I rzeczywiście, po chwili zasnął z uśmiechem na ustach.
Zmieniłam swój pseudonim, ale to wciąż ja....Bardzo mi się podoba ten rozdział.. W pewnej chwili odleciałam i znalazłam się w twojej historii.... Obserwowałam ją jako taki jakby duch... Widziałam wszystko i bardzo mi się podoba...
OdpowiedzUsuńA teraz wstrętna reklama:
Zapraszam na moje dwa blogi i zachęcam do czytania i komentowania :)
Gdzie nowy rozdział ??? :)
OdpowiedzUsuńPnie jest 2020 rok a nowego rozdziału nie ma
OdpowiedzUsuń2021 :)
Usuń