Ginny i Ron z uśmiechami od ucha do ucha wracali do
domu. Nagle w oddali zobaczyli Hermionę, która do nich machała.
- O co jej chodzi? Ćwiczy jakiś nowy układ taneczny czy trenuje jogę? – zdziwił się Ron.
- Pewnie coś się stało. Szybko, biegnijmy! – Ginny zaczęła biec, zanim sens jej słów dotarł do Rona.
- No, wreszcie jesteście! Gdzie was wywiało? – irytowała się Hermiona.
- Byliśmy na spacerze. – odparł Ron.
- Harry wyjechał! – powiedziała. Ginny nagle pobladła.
- Hermiono, nie żartuj sobie ze mnie! – rozkazała.
- Nie żartuję. Kazał mi przekazać wiadomość dla ciebie. Ale to na osobności. Ron, mógłbyś nas zostawić.
- To wszystko przeze mnie… - powiedział i odszedł.
- Hermiono, co on ci powiedział? Proszę, powiedz, bo nie wytrzymam! – Ginny denerwowała się coraz bardziej.
- Powiedział mi, że wyjeżdża na jakiś czas, ale wróci tu. – rudowłosa częściowo odetchnęła z ulgą. – Chciałby zobaczyć Teddy’ego.
- Co?! Na Merlina, jakiego Teddy’ego?
- Tak samo zareagowałam. Chodziło o jego chrześniaka – Teddy’ego Lupina. Mówił, że chciałby być dla niego równie dobry jak Syriusz był dla niego samego. I w dodatku chciałby odciążyć Andromedę. Kazał mi przekazać ci też, że bardzo cię kocha. I że napisze do ciebie list.
- Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. Wiedziałam. Ale cóż, on zawsze taki był. Zawsze patrzył na innych, żeby innym było jak najlepiej. A o sobie zapominał. Nie mam mu tego za złe. W końcu wróci. Chociaż tyle dobrego. A poza tym, rozumiem go. Syriusz był dla niego bardzo ważny. Chciałby teraz iść za jego przykładem. Chodźmy do domu, Hermiono. – rzekła Ginny.
Sama była zdziwiona, z jakim spokojem to przyjęła.
- O co jej chodzi? Ćwiczy jakiś nowy układ taneczny czy trenuje jogę? – zdziwił się Ron.
- Pewnie coś się stało. Szybko, biegnijmy! – Ginny zaczęła biec, zanim sens jej słów dotarł do Rona.
- No, wreszcie jesteście! Gdzie was wywiało? – irytowała się Hermiona.
- Byliśmy na spacerze. – odparł Ron.
- Harry wyjechał! – powiedziała. Ginny nagle pobladła.
- Hermiono, nie żartuj sobie ze mnie! – rozkazała.
- Nie żartuję. Kazał mi przekazać wiadomość dla ciebie. Ale to na osobności. Ron, mógłbyś nas zostawić.
- To wszystko przeze mnie… - powiedział i odszedł.
- Hermiono, co on ci powiedział? Proszę, powiedz, bo nie wytrzymam! – Ginny denerwowała się coraz bardziej.
- Powiedział mi, że wyjeżdża na jakiś czas, ale wróci tu. – rudowłosa częściowo odetchnęła z ulgą. – Chciałby zobaczyć Teddy’ego.
- Co?! Na Merlina, jakiego Teddy’ego?
- Tak samo zareagowałam. Chodziło o jego chrześniaka – Teddy’ego Lupina. Mówił, że chciałby być dla niego równie dobry jak Syriusz był dla niego samego. I w dodatku chciałby odciążyć Andromedę. Kazał mi przekazać ci też, że bardzo cię kocha. I że napisze do ciebie list.
- Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. Wiedziałam. Ale cóż, on zawsze taki był. Zawsze patrzył na innych, żeby innym było jak najlepiej. A o sobie zapominał. Nie mam mu tego za złe. W końcu wróci. Chociaż tyle dobrego. A poza tym, rozumiem go. Syriusz był dla niego bardzo ważny. Chciałby teraz iść za jego przykładem. Chodźmy do domu, Hermiono. – rzekła Ginny.
Sama była zdziwiona, z jakim spokojem to przyjęła.
***
Harry tymczasem szedł powoli ulicą Pokątną i myślał,
co napisze w liście do Ginny. Tak bardzo za nią tęsknił.
Wszedł do banku Gringotta i wypłacił trochę pieniędzy. Chciał coś kupić Teddy’emu, ale nie miał pojęcia co. Może dziecinną miotełkę? Ale po chwili uzmysłowił sobie, że mały metamorfomag ma około dwóch miesięcy. Gdyby była przy nim Ginny, mogłaby mu pomóc. Co mógłby kupić tak małemu dziecku? W końcu stwierdził, że pójdzie po pomoc do Madame Malkin.
- Dzień dobry! – powiedział Harry.
- Och, Harry, na brodę Merlina! – krzyknęła zaskoczona. – Witaj, witaj! Dla ciebie wszystko co chcesz będzie na koszt firmy! Co cię do mnie sprowadza?
- Potrzebuję czegoś dla dwumiesięcznego chrześniaka. Mogłaby mi pani coś doradzić?
- A tak się składa, że mogłabym… - zaczęła. – Ostatnio uszyłam śliczne body dla dzieci, pokażę ci, kochaneczku. – odparła i pobiegła na zaplecze. Harry nie miał bladego pojęcia co to jest „body”, ale udawał, że wie więcej niż w rzeczywistości. Po chwili Madame Malkin wróciła niosąc na rękach kilka kolorowych materiałów.
- Proszę, Harry, przejrzyj je sobie i wybierz te, które najbardziej będą ci się podobać. A ja w tym czasie pójdę odpocząć na tyłach sklepu. – westchnęła i odeszła na zaplecze.
- Dziękuję, jestem pani ogromnie wdzięczmy. – powiedział. Zaczął przeglądać dziecinne ciuszki i ogarnęło go jakieś dziwne uczucie. „Jakie to wszystko jest malutkie! Ciekaw jestem, czy Syriusz też miał taki problem, kiedy kupował dla mnie prezent urodzinowy”, myślał. W końcu wybrał ubranka w dwóch kolorach – zielonym i niebieskim, zostawił na ladzie dziesięć galeonów i odszedł. Cały czas myślał o Ginny. „Jaki ja byłem głupi! Przecież dzień bez niej to już nie ten sam dzień.”, obwiniał się. Nagle przypomniał sobie, że musi napisać do niej list. I dopiero teraz dotarło do niego, że nie ma sowy. Zawrócił więc i ruszył do Centrum Handlowego Eeylopa. To właśnie tam Hagrid kupił mu jego ukochaną Hedwigę. Brakowało mu jej, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Pchnął więc drzwi do sklepu z lekką niechęcią, ale przełamał się i wszedł. Nagle otoczyło do tysiące klatek z zamkniętymi w nich sowami, które pohukiwały od czasu do czasu. „Którą wybrać?”, zastanawiał się Harry. Kiedy spacerował wzdłuż półek zastawionych klatkami spostrzegł jedną z sów, która siedziała spokojnie i patrzyła na niego swoimi wielkimi żółtymi oczami, jakby chciała powiedzieć: „Weź mnie, spełnię każdą twą prośbę”. Szare pióra pokrywały prawie całe jej ciało, nie licząc maleńkich białych cętek, które ginęły w morzu szarości, a białe obwódki wokół oczu przypominały okulary. Od razu zdobyła serce Harry’ego mimo swego śmiesznego wyglądu. Chwycił klatkę w obie ręce, podszedł do kasy i zapłacił za nią.
- Mam nadzieję, że spiszesz się równie dobrze jak Hedwiga. – szepnął, gdy wychodzili, a ona odpowiedziała mu pohukując i machając skrzydłami. Teraz udał się do swojego pokoju w Dziurawym Kotle. Kiedy dotarł na miejsce, wyjął pergamin, pióro oraz kałamarz i zaczął pisać list do dziewczyny, za którą tak bardzo tęsknił.
Wszedł do banku Gringotta i wypłacił trochę pieniędzy. Chciał coś kupić Teddy’emu, ale nie miał pojęcia co. Może dziecinną miotełkę? Ale po chwili uzmysłowił sobie, że mały metamorfomag ma około dwóch miesięcy. Gdyby była przy nim Ginny, mogłaby mu pomóc. Co mógłby kupić tak małemu dziecku? W końcu stwierdził, że pójdzie po pomoc do Madame Malkin.
- Dzień dobry! – powiedział Harry.
- Och, Harry, na brodę Merlina! – krzyknęła zaskoczona. – Witaj, witaj! Dla ciebie wszystko co chcesz będzie na koszt firmy! Co cię do mnie sprowadza?
- Potrzebuję czegoś dla dwumiesięcznego chrześniaka. Mogłaby mi pani coś doradzić?
- A tak się składa, że mogłabym… - zaczęła. – Ostatnio uszyłam śliczne body dla dzieci, pokażę ci, kochaneczku. – odparła i pobiegła na zaplecze. Harry nie miał bladego pojęcia co to jest „body”, ale udawał, że wie więcej niż w rzeczywistości. Po chwili Madame Malkin wróciła niosąc na rękach kilka kolorowych materiałów.
- Proszę, Harry, przejrzyj je sobie i wybierz te, które najbardziej będą ci się podobać. A ja w tym czasie pójdę odpocząć na tyłach sklepu. – westchnęła i odeszła na zaplecze.
- Dziękuję, jestem pani ogromnie wdzięczmy. – powiedział. Zaczął przeglądać dziecinne ciuszki i ogarnęło go jakieś dziwne uczucie. „Jakie to wszystko jest malutkie! Ciekaw jestem, czy Syriusz też miał taki problem, kiedy kupował dla mnie prezent urodzinowy”, myślał. W końcu wybrał ubranka w dwóch kolorach – zielonym i niebieskim, zostawił na ladzie dziesięć galeonów i odszedł. Cały czas myślał o Ginny. „Jaki ja byłem głupi! Przecież dzień bez niej to już nie ten sam dzień.”, obwiniał się. Nagle przypomniał sobie, że musi napisać do niej list. I dopiero teraz dotarło do niego, że nie ma sowy. Zawrócił więc i ruszył do Centrum Handlowego Eeylopa. To właśnie tam Hagrid kupił mu jego ukochaną Hedwigę. Brakowało mu jej, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Pchnął więc drzwi do sklepu z lekką niechęcią, ale przełamał się i wszedł. Nagle otoczyło do tysiące klatek z zamkniętymi w nich sowami, które pohukiwały od czasu do czasu. „Którą wybrać?”, zastanawiał się Harry. Kiedy spacerował wzdłuż półek zastawionych klatkami spostrzegł jedną z sów, która siedziała spokojnie i patrzyła na niego swoimi wielkimi żółtymi oczami, jakby chciała powiedzieć: „Weź mnie, spełnię każdą twą prośbę”. Szare pióra pokrywały prawie całe jej ciało, nie licząc maleńkich białych cętek, które ginęły w morzu szarości, a białe obwódki wokół oczu przypominały okulary. Od razu zdobyła serce Harry’ego mimo swego śmiesznego wyglądu. Chwycił klatkę w obie ręce, podszedł do kasy i zapłacił za nią.
- Mam nadzieję, że spiszesz się równie dobrze jak Hedwiga. – szepnął, gdy wychodzili, a ona odpowiedziała mu pohukując i machając skrzydłami. Teraz udał się do swojego pokoju w Dziurawym Kotle. Kiedy dotarł na miejsce, wyjął pergamin, pióro oraz kałamarz i zaczął pisać list do dziewczyny, za którą tak bardzo tęsknił.
„Najdroższa
Ginny,
Obiecałem,
że do Ciebie napiszę i dotrzymuję słowa. Kupiłem nową sowę – może mogłabyś
wymyślić dla niej jakieś imię?
Przepraszam Cię, że wyjechałem bez pożegnania. Po kłótni z Ronem poniosły mnie emocje, ale nagle przypomniałem sobie, że jestem ojcem chrzestnym. Chciałbym być dla Teddy’ego takim, jakim dla mnie był Syriusz. Wiem, że to zrozumiesz. Bardzo Cię kocham. Już teraz nie mogę znaleźć sobie miejsca, kiedy Ciebie nie ma obok. Głupio mi, że nie porozmawiałem z Tobą o wyjeździe wcześniej. Nawet nie wiesz, jak mi z tym źle. Ale kochać, to znaczy też umieć opuścić pewną osobę. Chociaż ja nie opuszczam Cię na zawsze. Wrócę niedługo, ale wcześniej napiszę do Ciebie kiedy, abyś uprzedziła wszystkich.
Przepraszam Cię, że wyjechałem bez pożegnania. Po kłótni z Ronem poniosły mnie emocje, ale nagle przypomniałem sobie, że jestem ojcem chrzestnym. Chciałbym być dla Teddy’ego takim, jakim dla mnie był Syriusz. Wiem, że to zrozumiesz. Bardzo Cię kocham. Już teraz nie mogę znaleźć sobie miejsca, kiedy Ciebie nie ma obok. Głupio mi, że nie porozmawiałem z Tobą o wyjeździe wcześniej. Nawet nie wiesz, jak mi z tym źle. Ale kochać, to znaczy też umieć opuścić pewną osobę. Chociaż ja nie opuszczam Cię na zawsze. Wrócę niedługo, ale wcześniej napiszę do Ciebie kiedy, abyś uprzedziła wszystkich.
Obecnie jestem w Dziurawym Kotle i niebawem wybiorę się do Andromedy. Kupiłem dla
Teddy’ego ubranka. Nie pamiętam, jak się nazywają, ale można powiedzieć, że to takie
koszulki. Ale nie zanudzam Cię już.
Pamiętaj, że Cię kocham i niedługo wrócę.
Pamiętaj, że Cię kocham i niedługo wrócę.
Twój Harry.”
- Leć do Nory i zanieś to Ginny. – polecił, a sowa
zahukała, dając Harry’emu do zrozumienia, że spełni jego prośbę i wyleciała
przez otwarte okno. „Zupełnie jak kiedyś Hedwiga”, wspominał. Przez chwilę stał
w jednym miejscu. W końcu wyszedł na ulicę i stamtąd teleportował się do
chrześniaka i jego babci.
***
- To od Harry’ego! – krzyknęła uszczęśliwiona.
- On zawsze dotrzymuje słowa. – skwitowała Hermiona i usiadła na łóżku obok przyjaciółki. Gdy Ginny czytała, na jej twarzy pojawił się uśmiech, a kiedy już skończyła, zaczęła wpatrywać się w okno.
- Co napisał? – spytała ciekawska brązowowłosa.
- Posłuchaj… - Ginny zaczęła czytać list jeszcze raz, lecz na głos. – Nie wiem jak ciebie, ale mnie to urzekło. – dodała na koniec.
- Och, mnie też! Naprawdę. Szczególnie takie jedno zdanie…
- „Ale kochać, to znaczy też umieć opuścić pewną osobę?” – podpowiedziała.
- Dokładnie! Nigdy nie podejrzewałam, że Harry ma tak romantyczną duszę. – odrzekła, a obie rozbawione tą opinią zaśmiały się.
- Hermiono… Wydaje mi się, że powinnaś iść do Rona. On obwinia się za to, co zrobił. Myśli, że to przez niego Harry wyjechał. Może porozmawiaj z nim.
- O nie, co to, to nie! Zachował się okropnie, w dodatku wobec swojego najlepszego przyjaciela! Tłumaczyłam mu już tyle razy, że go kocham, a on nadal robi to samo. Wybacz, Ginny, ale nie zrobię tego. Niech ma nauczkę. – Hermiona sama siebie nie podejrzewała, że takie słowa kiedykolwiek mogą paść z jej ust.
- Rozumiem. Ale nie rób tego dla niego, tylko dla mnie. To mój brat i, mimo tego, że bywają momenty, kiedy go nienawidzę, chcę by był szczęśliwy. A gdy jest przy tobie, zawsze jest szczęśliwy. Proszę, Hermiono.
- No dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie! – powiedziała, udając obrażoną, ale zaśmiała się i wyszła z pokoju. Ginny dobrze wiedziała, że słowa, które wypowiadała w gniewie wcale nie były szczere. Wszyscy widzieli, jak jej przyjaciółka i brat szaleją za sobą.
Teraz, kiedy była sama w pokoju, mogła w spokoju pomarzyć o Harrym. Aż w końcu usnęła śniąc najpiękniejsze sny w jej życiu.