piątek, 9 sierpnia 2013

5.

Harry stał przed drzwiami rodzinnego domu Tonks. W jednej ręce trzymał torebkę z prezentem dla chrześniaka, a w drugiej bukiet kwiatów dla jego babci.
Wahał się przez jakiś czas, zanim nacisnął guzik dzwonka. Po chwili drzwi się otworzyły, a w drzwiach stanęła Andromeda Tonks.
- Na brodę Merlina, Harry! – krzyknęła. – Co ty tu robisz?
- To dla pani. – rzekł, wręczając jej bukiet. – Przyjechałem zobaczyć się z Teddy'm. Jestem jego ojcem chrzestnym.
- Och, dziękuję ci, kochaneczku! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że jesteś. Ted jest w salonie, chodźmy tam.
- A właśnie, zapomniałbym, to prezent dla niego. – przypomniał sobie chłopak.
- Jakiś ty dobrze wychowany! – pochwaliła i wyjęła ciuszki z ozdobnej torebki. – Jakie cudowne! Chciałam je kupić u Madame Malkin, dokładnie te same, ale nie miałam na nie wystarczająco dużo pieniędzy. Dziękuję ci, Harry!
- To drobiazg. – odrzekł lekko speszony, chociaż tak naprawdę zastanawiał się, ile mogły kosztować takie ubranka. Więcej niż dziesięć galeonów? Wszedł do salonu, a to, co zobaczył sprawiło, że jego nogi stały się jak z waty. Na podłodze rozłożony był kolorowy kocyk, a na nim leżał malutki chłopczyk, który nawet nie zauważył powrotu babci z jakimś obcym mężczyzną, bo był zbyt zajęty zmienianiem swojego koloru włosów. Najpierw miał różowe, potem zmienił je na turkusowe, a następnie na płomiennorude.
- A więc to jest Teddy. – powiedziała Andromeda i wzięła wnuka na ręce. – Teddy, przywitaj się z wujkiem Harrym.
- Hej, mały. – powiedział Harry i chwycił jego małą rączkę. W porównaniu z jego dość dużą dłonią, dłoń niemowlaka była naprawdę niewielka. Chłopiec wpatrywał się w Harry’ego swoimi dużymi oczami. Był bardzo podobny do Tonks. Ale oczy i usta miał identyczne jak jego ojciec. Harry’emu wydało się to dziwne, ale jego chrześniak przypominał mu jego samego. Nie z wyglądu, chociaż kiedy zmieniał swoje włosy na kruczoczarne, wyglądał prawie jak on. Ale mały Teddy też stracił obojga rodziców. I w tym był podobny do Harry’ego.
- Usiądź, kochany. Powiedz mi, gdzie teraz mieszkasz? – zapytała.
- Obecnie w Dziurawym Kotle. Wcześniej mieszkałem w Norze, ale wyjechałem na jakiś czas, żeby poznać Teddy’ego. Potem tam wrócę.
- Harry, możesz wprowadzić się do nas! W Dziurawym Kotle mają bardzo niewygodne łóżka, a ja mam wolny pokój gościnny. A jeśli mam być szczera, to przydałaby mi się pomoc. Z tego małego jest straszny rozrabiaka! – zaśmiała się. – Jeśli chcesz i nie będzie ci przeszkadzało to,  że od czasu do czasu będziesz musiał wstać w nocy do Teddy’ego albo go przewinąć czy przebrać, to zapraszamy.
- Bardzo chętnie, pani Tonks…
- Mów mi Andromeda, Harry! – przerwała mu.
- Och, dobrze. – chłopak zmieszał się. – Więc jak już mówiłem, bardzo chętnie ci pomogę, Andromedo, ale nie wiem, czy będę umiał. Nigdy nie miałem kontaktu z małymi dziećmi. – rzekł zakłopotany.
- Ależ to nie problem, wszystkiego cię nauczę! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że będę mieć pomoc. Oczywiście, nie chcę cię wykorzystywać.  Nie czuj się zmuszany do niczego.
- Nie, skądże! Przyszedłem tu właśnie z takim zamiarem. Chciałem pomóc.
- Więc jutro wynieś się z Dziurawego Kotła i przyjdź do nas. – odpowiedziała z uśmiechem. Mimo straty córki na jej twarzy zagościł uśmiech. – A może chciałbyś wziąć Teddy’ego na ręce? – zapytała.
- Bardzo, ale nie wiem czy…
- Potrafisz, potrafisz. – powiedziała Andromeda i podała mu chłopca. Harry wyciągnął ręce, które trzęsły mu się ze zdenerwowania. Pochwycił małe ciałko chrześniaka, który przypatrywał mu się z zainteresowaniem. Nagle wyobraźnia Harry’ego podsunęła mu pewien obraz – idzie razem z Ginny przez łąki niedaleko Nory, a oboje trzymają za maleńkie rączki chłopca, który jest odzwierciedleniem ich obojga i stawia swoje pierwsze kroki. Jednak szybko wrócił do rzeczywistości, ale to, co ujrzał oczami wyobraźni dodało mu odwagi. Zupełnie zapomniał o tym, że nigdy w życiu nie miał na rękach żadnego dziecka, że nie ma pojęcia jak zmieniać pieluchy czy przebierać niemowlaka, to wszystko wydawało się przeszłością. W przypływie nagłej euforii podniósł się z kanapy z Teddy’m na rękach i zaczął kręcić go w powietrzu. Na ten widok Andromeda wydała z siebie zduszony okrzyk, ale nic się nie stało. Harry mocno trzymał malca, który śmiał się od ucha do ucha swoim beztroskim śmiechem. Widząc wnuka ze swoim ojcem chrzestnym, uśmiechnęła się do siebie w duchu. Była pewna, że młody Potter będzie zdolny do tego, aby chociaż w pewnym stopniu zastąpić mu ojca. Łzy same napłynęły jej do oczu. Jeszcze nie pogodziła się ze stratą jedynej córki. A w dodatku Teddy tak bardzo przypominał jej ukochaną Dorę, że miała ochotę nie wstać do niego, gdy płakał w nocy i nie nakarmić go. Sama siebie skarciła za takie myśli. Przecież to jej wnusio, najukochańszy, maleńki Ted, który pierwszy raz śmieje się tak głośno, będąc w objęciach wujka Harry’ego. Wcześniej chciała, aby ktoś ją odciążył, żeby w końcu mogła się wyspać. Teraz pragnęła, by Harry został u nich jak najdłużej i żeby Teddy był szczęśliwy. Nic więcej… Z tego stanu melancholii i zawieszenia w innym świecie wyrwał ją Harry.
- Andromedo, niestety, muszę już iść. Jutro zjawię się zaraz po śniadaniu i pobawię się z tym brzdącem. – odparł i ruszył do wyjścia, a ona przejęła od niego wnuka.
- Harry, bardzo ci dziękuję. Obiecuję, że mimo obowiązków związanych z Tedem, będzie ci się dobrze u nas mieszkało.
- Jestem tego pewien. Do zobaczenia. – pożegnał się chłopak. Kiedy wyszedł, stwierdził, że przejdzie się do Dziurawego Kotła, zamiast się deportować, aby przemyśleć to wszystko, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Najpierw pomyślał o Ginny i niczym echo wróciło do niego wspomnienie rodziny, którą chciał stworzyć ze swoją dziewczyną. Przypomniał sobie jej słodki, kwiatowy zapach, jej brązowe oczy, którymi patrzyła na niego w sposób, w jaki nikt inny nie patrzył. Zrozumiał, że dzięki niej jest szczęśliwy i odnalazł miłość, której nie doznał w dzieciństwie. Nie chciał pozwolić, aby jego chrześniak dorastał bez jego miłości tak długo, jak on, Harry, dorastał bez miłości Syriusza. Bez miłości kogokolwiek innego.
Szybko porzucił te myśli i zastanawiał się, co powie Ginny, kiedy opowie jej o swoim pierwszym dniu jako opiekun małego bobasa.

                                                     ***

Ginny właśnie obudziła się. O dziwo, kiedy tylko otworzyła oczy, ujrzała przyjaciółkę, która siedziała na swoim łóżku oparta o ścianę i płakała.
- Hermiono, co się stało? – spytała i poderwała się, by ją przytulić, ale nie zdążyła, bo dziewczyna ze złości aż stanęła na równe nogi.
- Wiedziałam, że nie powinnam z nim rozmawiać! On się kompletnie ze mną nie liczy. Nie obchodzi go, co czuję! Jest wstrętnym, podłym egoistą, który…
- Ale co się stało?! – przerwała jej Ginny.
- On chce, żebym została tu w Norze i nie wyjeżdżała szukać rodziców! Wiesz, co mi powiedział? Że w Australii jest ludzi jak gnomów i za nic w świecie ich nie odnajdę! On w ogóle nie wie, co ja czuję, ma rodziców na wyciągnięcie ręki! Nie sądziłam, że teraz, kiedy liczyłam na jego wsparcie, będzie w stanie powiedzieć mi coś takiego. – opowiedziała i rozpłakała się.
- Hermiono, to mój brat i znam go jak własną kieszeń. Jestem pewna, że nie mówił tego szczerze. Może bał się, że teraz, kiedy nie ma Harry’ego, to go zostawisz i nie wiadomo, kiedy wrócisz.
- Ależ Ginny, czy ty naprawdę uważasz, że pojechałabym tam sama? On dobrze o tym wie, że zabrałabym i Harry’ego, i jego. Ciebie oczywiście też. Bez przyjaciół nie wytrzymałabym tego całego napięcia. Tylko Ron zazwyczaj reaguje strasznie impulsywnie.
- Pogadam z nim. – rzekła Ginny i wyszła z pokoju, nie słuchając sprzeciwów przyjaciółki. Zapukała do pokoju brata. Odpowiedziała jej cisza. Nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Zobaczyła Rona leżącego na łóżku z głową przykrytą poduszką. Usiadła obok niego, jednak on nie zareagował.
- No, braciszku, weź się w garść. Pogadamy? – spytała, ale nie otrzymała odpowiedzi. – Okej, nie chcesz gadać, to nie. Powiem ci tylko tyle – Hermiona kocha cię jak nikogo innego, matole! Zrozum to w końcu i zacznij liczyć się z jej uczuciami, bo jeśli nie, to stracisz wszystko, co najcenniejsze. A wiem, że najcenniejsza jest dla ciebie właśnie ona. – skończyła i już miała wychodzić, kiedy jej brat odezwał się łamiącym głosem.
- Hermiona mnie kocha? – spytał.
- Na brodę Merlina, Ron! To było najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek słyszałam. – odpowiedziała i wyszła. Kiedy wróciła do pokoju zastała Hermionę śpiącą na swoim łóżku. Podeszła do niej i przykryła ją kocem. Dopiero po chwili przypomniała sobie o liście od Harry’ego. Poderwała się jak oparzona, wyjęła pióro i pergamin. Usiadła przy swoim biurku. Skrobanie pióra o pergamin uspokoiło ją. Kiedy skończyła pisać wsadziła list do koperty i podetknęła pod dziób sowie Harry’ego, która przez cały czas siedziała na parapecie. Kiedy odleciała, zaczęło się ściemniać. Postanowiła nie budzić Hermiony, a sama umyła się i położyła. Długo nie mogła zasnąć. Jej myśli uciekały do Harry’ego. Pomyślała sobie, że Harry będzie zdobywał teraz cenne doświadczenia potrzebne do przyszłego życia. Tak, chociaż Ginny była młoda, myślała już o Harrym poważnie. Wyobrażała sobie, jak idzie obok niego z dumnie podniesioną głową, przyodziana w długą suknię ślubną i welon, a za nimi kroczą Ron i Hermiona, wszyscy szczerzą zęby w triumfalnym uśmiechu.
W końcu Ginny usnęła, kolejny raz śniąc o swym ukochanym.

                                                       ***

Z kolei Harry nie mógł zasnąć. Przewracał się z boku na bok. Emocje związane z opieką nad Teddym dawały o sobie znać. Wiedział, że powinien zasnąć, jednak sen nie nadchodził.
Nagle w okno zastukała sowa. Harry zerwał się na równe nogi, otworzył okno, odebrał od niej list, a sowę wpuścił do klatki i podstawił miseczkę z wodą. Koperta była zaadresowana do niego pismem Ginny. W nagrodę pogłaskał swoją wciąż bezimienną sowę i otworzył list.

„Kochany Harry – pisała dziewczyna.
Myślę, że najlepszym imieniem dla Twojej sowy będzie Gertie. Znalazłam je w mojej ulubionej książce, zakładam, że domyślasz się jakiej.
Życzę Ci powodzenia w opiece nad chrześniakiem. Wiem, że będziesz wspaniałym ojcem chrzestnym dla Teddy’ego. Tylko nie denerwuj się, jak będzie płakał, bo mały to wyczuje.
Ja też bardzo Cię kocham. Pamiętaj, że drogą miłości zajdziesz najdalej.
Przepraszam, że mój list jest taki krótki. Muszę pomóc Ronowi i Hermionie, jak zwykle mój braciszek nie może opanować swojego charakteru.
                                                                                       Kocham Cię, Ginny.”


Harry uśmiechnął się na widok listu. Od razu wiedział, że dziewczynie chodzi o książkę „Quidditch przez wieki”. Nie znał dziewczyny, która lata na miotle lepiej od  Ginny. W dodatku wiedział, że ma słabość do nadawania sowom dziwnych imion.
Teraz mógł już spać spokojnie. I rzeczywiście, po chwili zasnął z uśmiechem na ustach. 

piątek, 26 lipca 2013

4.

Ginny i Ron z uśmiechami od ucha do ucha wracali do domu. Nagle w oddali zobaczyli Hermionę, która do nich machała.
- O co jej chodzi? Ćwiczy jakiś nowy układ taneczny czy trenuje jogę? – zdziwił się Ron.
- Pewnie coś się stało. Szybko, biegnijmy! – Ginny  zaczęła biec, zanim sens jej słów dotarł do Rona.
- No, wreszcie jesteście! Gdzie was wywiało? – irytowała się Hermiona.
- Byliśmy na spacerze. – odparł Ron.
- Harry wyjechał! – powiedziała. Ginny nagle pobladła.
- Hermiono, nie żartuj sobie ze mnie! – rozkazała.
- Nie żartuję. Kazał mi przekazać wiadomość dla ciebie. Ale to na osobności. Ron, mógłbyś nas zostawić.
- To wszystko przeze mnie… - powiedział i odszedł.
- Hermiono, co on ci powiedział? Proszę, powiedz, bo nie wytrzymam! – Ginny denerwowała się coraz bardziej.
- Powiedział mi, że wyjeżdża na jakiś czas, ale wróci tu. – rudowłosa częściowo odetchnęła z ulgą. – Chciałby zobaczyć Teddy’ego.
- Co?! Na Merlina, jakiego Teddy’ego?
- Tak samo zareagowałam. Chodziło o jego chrześniaka – Teddy’ego Lupina. Mówił, że chciałby być dla niego równie dobry jak Syriusz był dla niego samego. I w dodatku chciałby odciążyć Andromedę. Kazał mi przekazać ci też, że bardzo cię kocha. I że napisze do ciebie list.
- Wiedziałam, że w końcu do tego dojdzie. Wiedziałam. Ale cóż, on zawsze taki był. Zawsze patrzył na innych, żeby innym było jak najlepiej. A o sobie zapominał. Nie mam mu tego za złe. W końcu wróci. Chociaż tyle dobrego. A poza tym, rozumiem go. Syriusz był dla niego bardzo ważny. Chciałby teraz iść za jego przykładem. Chodźmy do domu, Hermiono. – rzekła Ginny.
Sama była zdziwiona, z jakim spokojem to przyjęła.

                                                    ***

Harry tymczasem szedł powoli ulicą Pokątną i myślał, co napisze w liście do Ginny. Tak bardzo za nią tęsknił.
Wszedł do banku Gringotta i wypłacił trochę pieniędzy. Chciał coś kupić Teddy’emu, ale nie miał pojęcia co. Może dziecinną miotełkę? Ale po chwili uzmysłowił sobie, że mały metamorfomag ma około dwóch miesięcy. Gdyby była przy nim Ginny, mogłaby mu pomóc. Co mógłby kupić tak małemu dziecku? W końcu stwierdził, że pójdzie po pomoc do Madame Malkin.
- Dzień dobry! – powiedział Harry.
- Och, Harry, na brodę Merlina! – krzyknęła zaskoczona. – Witaj, witaj! Dla ciebie wszystko co chcesz będzie na koszt firmy! Co cię do mnie sprowadza?
- Potrzebuję czegoś dla dwumiesięcznego chrześniaka. Mogłaby mi pani coś doradzić?
- A tak się składa, że mogłabym… - zaczęła. – Ostatnio uszyłam śliczne body dla dzieci, pokażę ci, kochaneczku. – odparła i pobiegła na zaplecze. Harry nie miał bladego pojęcia co to jest „body”, ale udawał, że wie więcej niż w rzeczywistości. Po chwili Madame Malkin wróciła niosąc na rękach kilka kolorowych materiałów.
- Proszę, Harry, przejrzyj je sobie i wybierz te, które najbardziej będą ci się podobać. A ja w tym czasie pójdę odpocząć na tyłach sklepu. – westchnęła i odeszła na zaplecze.
- Dziękuję, jestem pani ogromnie wdzięczmy. – powiedział. Zaczął przeglądać dziecinne ciuszki i ogarnęło go jakieś dziwne uczucie. „Jakie to wszystko jest malutkie! Ciekaw jestem, czy Syriusz też miał taki problem, kiedy kupował dla mnie prezent urodzinowy”, myślał. W końcu wybrał ubranka w dwóch kolorach – zielonym i niebieskim, zostawił na ladzie dziesięć galeonów i odszedł. Cały czas myślał o Ginny. „Jaki ja byłem głupi! Przecież dzień bez niej to już nie ten sam dzień.”, obwiniał się. Nagle przypomniał sobie, że musi napisać do niej list. I dopiero teraz dotarło do niego, że nie ma sowy. Zawrócił więc i ruszył do Centrum Handlowego Eeylopa. To właśnie tam Hagrid kupił mu jego ukochaną Hedwigę. Brakowało mu jej, jeszcze nigdy go nie zawiodła. Pchnął więc drzwi do sklepu z lekką niechęcią, ale przełamał się i wszedł. Nagle otoczyło do tysiące klatek z zamkniętymi w nich sowami, które pohukiwały od czasu do czasu. „Którą wybrać?”, zastanawiał się Harry. Kiedy spacerował wzdłuż półek zastawionych klatkami spostrzegł jedną z sów, która siedziała spokojnie i patrzyła na niego swoimi wielkimi żółtymi oczami, jakby chciała powiedzieć: „Weź mnie, spełnię każdą twą prośbę”. Szare pióra pokrywały prawie całe jej ciało, nie licząc maleńkich białych cętek, które ginęły w morzu szarości, a białe obwódki wokół oczu przypominały okulary. Od razu zdobyła serce Harry’ego mimo swego śmiesznego wyglądu. Chwycił klatkę w obie ręce, podszedł do kasy i zapłacił za nią.
- Mam nadzieję, że spiszesz się równie dobrze jak Hedwiga. – szepnął, gdy wychodzili, a ona odpowiedziała mu pohukując i machając skrzydłami. Teraz udał się do swojego pokoju w Dziurawym Kotle. Kiedy dotarł na miejsce, wyjął pergamin, pióro oraz kałamarz i zaczął pisać list do dziewczyny, za którą tak bardzo tęsknił.

Najdroższa Ginny,

Obiecałem, że do Ciebie napiszę i dotrzymuję słowa. Kupiłem nową sowę – może mogłabyś wymyślić dla niej jakieś imię?
Przepraszam Cię, że wyjechałem bez pożegnania. Po kłótni z Ronem poniosły mnie emocje, ale nagle przypomniałem sobie, że jestem ojcem chrzestnym. Chciałbym być dla Teddy’ego takim, jakim dla mnie był Syriusz. Wiem, że to zrozumiesz. Bardzo Cię kocham. Już teraz nie mogę znaleźć sobie miejsca, kiedy Ciebie nie ma obok. Głupio mi, że nie porozmawiałem z Tobą o wyjeździe wcześniej. Nawet nie wiesz, jak mi z tym źle. 
Ale kochać, to znaczy też umieć opuścić pewną osobę. Chociaż ja nie opuszczam Cię na zawsze. Wrócę niedługo, ale wcześniej napiszę do Ciebie kiedy, abyś uprzedziła wszystkich. 
Obecnie jestem w Dziurawym Kotle i niebawem wybiorę się do Andromedy. Kupiłem dla Teddy’ego ubranka. Nie pamiętam, jak się nazywają, ale można powiedzieć, że to takie koszulki. Ale nie zanudzam Cię już.
Pamiętaj, że Cię kocham i niedługo wrócę.
                                                                                                                          Twój Harry.”

Harry odłożył pióro i schował list to koperty, którą zaadresował do Ginny. Otworzył klatkę sowy i podetknął jej wiadomość pod dziób, a ona złapała go, doskonale rozumiejąc, o co chodzi. 
- Leć do Nory i zanieś to Ginny. – polecił, a sowa zahukała, dając Harry’emu do zrozumienia, że spełni jego prośbę i wyleciała przez otwarte okno. „Zupełnie jak kiedyś Hedwiga”, wspominał. Przez chwilę stał w jednym miejscu. W końcu wyszedł na ulicę i stamtąd teleportował się do chrześniaka i jego babci.

                                                    ***

Hermiona i Ginny siedziały w pokoju. Ginny przeglądała Proroka z nadzieją, że ujrzy ogłoszenie, na które tak bardzo czekała. Słońce powoli zaczęło zachodzić. „Nie mam zamiaru przesiedzieć całego dnia w domu tylko dlatego, że nie ma ze mną Harry’ego. Oczywiście, tęsknię za nim jak nigdy. Ale przecież jeszcze nie raz będziemy musieli rozstać się na jakiś czas.”, myślała. Lecz wtem jej rozmyślania przerwała sowa, która podleciała do okna z listem w dziobie. Otworzyła je, aby zwierzak mógł wlecieć.
- To od Harry’ego! – krzyknęła uszczęśliwiona.
- On zawsze dotrzymuje słowa. – skwitowała Hermiona i usiadła na łóżku obok przyjaciółki. Gdy Ginny czytała, na jej twarzy pojawił się uśmiech, a kiedy już skończyła, zaczęła wpatrywać się w okno.
- Co napisał? – spytała ciekawska brązowowłosa.
- Posłuchaj… - Ginny zaczęła czytać list jeszcze raz, lecz na głos. – Nie wiem jak ciebie, ale mnie to urzekło. – dodała na koniec.
- Och, mnie też! Naprawdę. Szczególnie takie jedno zdanie…
- „Ale kochać, to znaczy też  umieć opuścić pewną osobę?” – podpowiedziała.
- Dokładnie! Nigdy nie podejrzewałam, że Harry ma tak romantyczną duszę. – odrzekła, a obie rozbawione tą opinią zaśmiały się.
- Hermiono… Wydaje mi się, że powinnaś iść do Rona. On obwinia się za to, co zrobił. Myśli, że to przez niego Harry wyjechał. Może porozmawiaj z nim.
- O nie, co to, to nie! Zachował się okropnie, w dodatku wobec swojego najlepszego przyjaciela! Tłumaczyłam mu już tyle razy, że go kocham, a on nadal robi to samo. Wybacz, Ginny, ale nie zrobię tego. Niech ma nauczkę. – Hermiona sama siebie nie podejrzewała, że takie słowa kiedykolwiek mogą paść z jej ust.
- Rozumiem. Ale nie rób tego dla niego, tylko dla mnie. To mój brat i, mimo tego, że bywają momenty, kiedy go nienawidzę, chcę by był szczęśliwy. A gdy jest przy tobie, zawsze jest szczęśliwy. Proszę, Hermiono.
- No dobrze, ale zrobię to tylko dla ciebie! – powiedziała, udając obrażoną, ale zaśmiała się i wyszła z pokoju. Ginny dobrze wiedziała, że słowa, które wypowiadała w gniewie wcale nie były szczere. Wszyscy widzieli, jak jej przyjaciółka i brat szaleją za sobą.
Teraz, kiedy była sama w pokoju, mogła w spokoju pomarzyć o Harrym. Aż w końcu usnęła śniąc najpiękniejsze sny w jej życiu.

wtorek, 23 lipca 2013

3.

Kolejne dni w Norze mijały mniej więcej podobnie. Smutek po stracie bliskich osób wciąż wisiał w powietrzu, jednak każdy umiał zdobyć się na uśmiech.
Dla Molly najważniejsze było, że wszyscy z jej rodziny żyją a na dodatek szykują się dwa nowe małżeństwa… A może nawet cztery? Hermiona, cóż za inteligentna dziewczyna! I pomyśleć, że kiedyś podejrzewałam ją o związek z Harrym. Przecież ona od zawsze kochała mojego Rona! – myślała. Pani Weasley wiedziała, że było to bardzo egoistyczne podejście, tym bardziej teraz, kiedy Remus i Tonks odeszli. Biedna Andromeda…
A tymczasem Harry czytał książkę w pokoju Rona, który wpatrywał się w swój wielki plakat Armat z Chudley.
- Harry… - zaczął niepewnie Ron. – Co czułeś, kiedy zakochałeś się w Ginny?
Harry zamknął książkę i odłożył ją na półkę obok łóżka. Spojrzał poważnie na przyjaciela. Wiedział, dlaczego zadaje mu to pytanie, ale nie miał zielonego pojęcia jak na nie odpowiedzieć.
- Nie umiem określić tego uczucia. To nie jest takie proste, wydaje mi się, że każdy odbiera to inaczej.
- Aha… - westchnął rozczarowany.
- Słuchaj, Ron. Mogę zadać ci pytanie? – zapytał Harry.
- No pewnie, wal śmiało.
- Co jest tak naprawdę między tobą a Hermioną? Wszyscy dookoła widzą jak bardzo ci na niej zależy, z resztą to odwzajemnione uczucie, ale co dalej? Chciałbyś spędzić z nią resztę życia?
- No jasne, stary, nie ma innej możliwości. Przy niej czuję się tak, jakby wyrosły mi skrzydła, czuję, że mogę wszystko. Z resztą zrobiłbym dla niej wszystko. Harry, ja przy niej wariuję. A  wiesz co ona mi ostatnio powiedziała? Że jak tylko odbudują Hogwart, to wróci, żeby dokończyć ostatni rok! A teraz, kiedy Kingsley jest ministrem, zapewniłby jej pracę w Ministerstwie od ręki.
- Och, daj spokój, Ron, przecież wiesz jaka jest Hermiona.
- A ty masz zamiar wrócić?
- Prawdę mówiąc, nie myślałem o tym jeszcze.
- Harry! Rozmawiam z moim najlepszym kumplem, czy z męską wersją Hermiony? Przecież chcesz być aurorem, no nie? A nie czytałeś, co napisali w Proroku? Że każdy kto brał udział w bitwie może dostać posadę aurora bez zdawania owutemów! Harry! Ja też będę aurorem. Taka okazja zdarza się raz w życiu, a poza tym chciałbym powybijać tych wszystkich śmierciożerców.
- No cóż…  Może masz rację. – odparł Harry i zabrał się do czytania. Jednak przerwało mu pukanie do drzwi. Po chwili stanęła w nich Hermiona.
- Harry, Ginny kazała mi cię zawołać, jest u siebie.
- Dobrze, dzięki Hermiono. – powiedział i wyszedł z pokoju, w którym zostali jego przyjaciele.
- Jestem, wedle rozkazu. – to powiedziawszy chłopak ukłonił się, jakby mówił do królowej Anglii. Ginny roześmiała się tym cudownym i serdecznym śmiechem, który Harry tak uwielbiał.
- Tak naprawdę miałam zamiar spotkać się z tobą później, ale Hermiona prosiła mnie, żebym jakoś cię wyciągnęła z pokoju, bo musiała poważnie porozmawiać z Ronem.
- No wiesz co! A już myślałem, że się za mną stęskniłaś. - Harry udał obrażonego, ale Ginny od razu pocałowała go w usta.
- Czy to może być forma przeprosin? – spytała.
- Oczywiście, ale wygląda na to, że będę musiał częściej dawać ci powód do przepraszania mnie. – zażartował. – Ginny, myślałaś już o tym, co chcesz teraz robić? Chodzi mi o to, gdzie chciałabyś pracować.
- Jeśli mam być szczera, to ostatnio o tym nie myślałam, ale sądzę, że już dawno wybrałam. Chciałabym grać w quidditcha w Harpiach z Holyhead. Słyszałam, że potrzebują ścigającego, więc pójdę na sprawdziany, kiedy tylko dadzą ogłoszenie do gazet. Quidditch od zawsze był moją pasją, a zagranie z Harpiami największym marzeniem. Uznałam, że już czas zacząć spełniać marzenia. Jedno z nich już zostało spełnione. – powiedziała i spojrzała na niego, a on pocałował ją w czoło.
- Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Ale rozumiem cię. Jestem przekonany, że będziesz najlepszą ścigającą, jaką Harpie miały do tej pory.
- Harry, mogę cię o coś prosić?
- Pewnie.
- Jak już zamieszkamy razem, to na tyłach naszego domu zrobimy boisko do quidditcha z prawdziwego zdarzenia, dobrze?
- Dobrze. – odpowiedział, chociaż zaskoczyła go jej bezpośredniość
Leżeli tak jeszcze chwilę razem w ciszy. Harry czuł, że Ginny jest jedyną osobą, z którą cudownie jest nawet leżeć bez słowa. Nagle ona przerwała milczenie. 
- Chodźmy nad jezioro. Popływać. Weźmiemy Rona i Hermionę, co ty na to? – po rzuceniu tej propozycji znacznie się ożywiła.
- Bardzo chętnie, ale może zaczekajmy, aż spokojnie porozmawiają. Nie przerywajmy im.
- Masz rację, zupełnie zapomniałam. Czasami myślę tylko o sobie.
- Nie przesadzaj, jeszcze nie tak źle z tobą. – zaśmiał się Harry.
- Dzięki za pocieszenie, mistrzu. – Ginny dała mu lekkiego kuksańca w bok.
- Będę musiał pogadać z Hermioną. – poinformował. Wiedział, że nie będzie zadawała zbędnych pytań, tak też zrobiła. Znów leżeli w milczeniu, Harry bawił się włosami dziewczyny, gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi. To była Hermiona. Oboje powoli poderwali się z łóżka Ginny.
- Nie przeszkadzam? – spytała cała czerwona.
- Ależ skąd. – odpowiedzieli razem. – Hermiono, muszę z tobą porozmawiać. Chodźmy na podwórko. – powiedział Harry.
- Aaa… Tak, jasne, jasne.
Wyszli z pokoju Ginny i ruszyli do ogrodu.
- Słyszałem, że chcesz wyjechać, aby szukać rodziców. – zaczął bez ogródek.
- Tak, masz rację. Chciałabym ich odnaleźć i przywrócić im pamięć… Och, Harry, ja tak bardzo za nimi tęsknię! – Hermiona zalała się łzami. Harry nie wiedział, co ma zrobić, więc przytulił ją do siebie.
- Nie martw się. Znajdziesz ich. My ich znajdziemy. Pomożemy ci razem z Ronem. – chłopak próbował ją pocieszyć. Na jego nieszczęście zobaczył to wszystko Ron. Podbiegł do Harry’ego, popchnął go na ziemię i chwycił za koszulkę.
- Stary, łapy przy sobie! Znów chcesz złamać serce mnie i mojej siostrze?! – rudzielec aż sapał ze złości.
- Na Merlina, Ron! – wrzasnęła Hermiona.
- Ty się nie wtrącaj, to sprawa między mną a nim. – odparł.
- Ron, czy ty upadłeś na głowę?! Czemu miałbym podrywać Hermionę? Nie widzisz, że kocham Ginny?! Że jest dla mnie najważniejsza?! – krzyczał. Gniew rozsadzał go od środka. Nie wiedział, że Ginny obserwowała całe zdarzenie zza schowka na miotły. Kiedy to usłyszała, poczuła, że na jej twarz wstępuje rumieniec, a szczęście powoduje, że ma ochotę wybiec ze swojej kryjówki i rzucić mu się na szyję. Czekała jednak cierpliwie na dalszy rozwój wydarzeń. Zobaczyła, jak jej brat puszcza Harry’ego.
- Sorki, stary. Nie wiedziałem… - tłumaczył się.
- To akurat normalne. Hermiono, jak uspokoisz swojego Romea, to przyjdź do mnie, musimy porozmawiać na osobności. – rzekł Harry i oddalił się do Nory.
- Ron! Jak mogłeś się tak zachować! – pytała oburzona Hermiona.
- Wybacz, ja nie chciałem, ale kiedy zobaczyłem was razem… Wiesz, jaki jestem. – odpowiedział zawstydzony.
- Ron, przecież wiesz, że cię kocham. A jeśli już musisz wiedzieć, to Harry pytał mnie, czy zamierzam odnaleźć moich rodziców, a ja odpowiedziałam mu, że tak, bo rozkleiłam się jak nigdy, a on mnie po prostu pocieszał. Wiesz co, Ronald? Może idź się przespacerować i pozwiedzać okolicę, a ja w tym czasie dowiem się, czego chciał ode mnie Harry. – rzekła. Ron poczuł się dotknięty do żywego. Nie dość, że omal nie pobił swojego najlepszego przyjaciela, to jeszcze w oczach Hermiony wyszedł na jakiegoś zazdrosnego brutala. Pokręcił tylko głową i usiadł na trawie. Wystraszył się, kiedy nagle zobaczył siostrę, która siada obok niego.
- Widziałam całą tę akcję. – powiedziała. – Ron, nie powinieneś reagować tak impulsywnie.
- Wiem, Ginny. Przepraszam. Przejdziemy się? Muszę się wygadać. – prosił brat.
- Nie ma sprawy. Tak jak za dawnych czasów? Do Ottery i z powrotem? – spytała.
- Jasne, siostrzyczko. – Ron uśmiechnął się. Miał nadzieję, że poprawią się jego stosunki z Ginny i razem ruszyli na spacer.
Harry w tym czasie pakował do walizki swoje wszystkie rzeczy. „Nie ma mowy, nie zostanę tu dłużej. Jeśli przeze mnie ma się rozpaść związek moich przyjaciół, to nie ma na co czekać. A Ginny wezmę ze sobą, jeśli będzie trzeba”, myślał. Nagle drzwi jego tymczasowego pokoju otworzyły się bez pukania. Do pokoju wpadła Hermiona.
- Harry, przepraszam cię za niego. Wiesz, jaki potrafi być zazdrosny. – zaczęła.
- Wiem, Hermiono, ale liczyłem, że ma do mnie zaufanie. Kocham cię jak siostrę i on dobrze o tym wie. Wie też, że kocham Ginny. A na pewno wie, że nie odebrałbym mu dziewczyny. – mówił.
- Harry… Ja też traktuję cię jak brata. – odparła. – Ale wiesz, jaki jest Ron. A co chciałeś mi powiedzieć.
- To już nieważne. Sam podjąłem decyzję. – powiedział, wrzucając rzeczy do walizki.
- Chyba nie masz zamiaru się wyprowadzać? – spytała zaniepokojona.
- Przeciwnie, taki mam właśnie zamiar. Muszę zająć się Teddym.
- Harry, jakim Teddym? Co ty opowiadasz?
- Teddym Lupinem. Jestem jego ojcem chrzestnym. Chciałbym być dla niego równie dobry, jak Syriusz był dla mnie. Mam nadzieję, że zrozumiesz to nie tylko ty, ale i pani Weasley.
- Ale pomyślałeś o Ginny?! – Hermiona prawie krzyczała.
- Owszem, pomyślałem. Nawet nie wiesz, jak ciężko jest mi ją zostawić…
- A gdzie ona właściwie jest? – przerwała mu dziewczyna.
- Nie wiem. Ale dla niej to nawet lepiej. – powiedział, zapinając kufer. – Wiem, że nie pozwoliłaby mi odejść. Powtórzysz jej to, co ci teraz powiem? – Hermiona nie odpowiedziała, zamiast tego wpatrywała się w podłogę.
- Hermiono. Ja sam do niej napiszę potem list, w którym wyjaśnię jej moją decyzję. Proszę cię. Zrób to dla mnie. A poza tym ja nie odchodzę na zawsze. Nadal będę z Ginny, a może nawet niedługo wrócę do Nory. Proszę, przekaż jej to, co ci powiem. – teraz jego przyjaciółka pokiwała głową. – Powiedz jej, że bardzo ją kocham i że muszę wyruszyć, żeby zaopiekować się Teddym i jakoś odciążyć Andromedę w tym trudnym czasie. Możliwe, że niebawem wrócę. Na pewno niebawem wrócę. I przekaż jej też, że napiszę do niej niejeden list. – zakończył i przytulił Hermionę na pożegnanie. Zszedł na dół, gdzie zastał panią Weasley, która piła herbatę przy kuchennym stole. Powtórzył jej mniej więcej to samo, co Hermionie.
- Och, Harry, kochaneczku! Masz takie dobre serce! A ja na śmierć zapomniałam o tym maluchu, biedak, stracił obojga rodziców! Syriusz byłby z ciebie dumny, że jesteś takim odpowiedzialnym ojcem chrzestnym! – mówiła. – Ale może dam ci coś na drogę? Pewnie będziesz głodny, a domowe jedzenie smakuje najlepiej.
- Nie, dziękuję pani. Ubóstwiam pani kuchnię, jednak będę musiał już iść. Przed chwilą wysłałem sowę do Andromedy, nie chciałbym się spóźnić na spotkanie z nią. – powiedział spokojnie, chociaż ciężko mu było znieść gorycz rozstania. Czuł, jakby opuszczał Norę bezpowrotnie.
- I jaki dobrze wychowany! Pamiętaj, że zawsze będziesz mógł do nas wrócić. Pamiętaj o tym.
- Oczywiście, wrócę. I to nie raz. – powiedział z uśmiechem. – A teraz do widzenia, pani Weasley.
- Do widzenia, Harry. Och, do widzenia.
Kiedy znalazł się za drzwiami miał ogromne poczucie winy. Przecież nie wysłał sowy do Andromedy, a tym bardziej nie był z nią umówiony na spotkanie. Stwierdził, że po prostu wejdzie sobie jak gdyby nigdy nic do ich domu i powie, że przyszedł, aby zobaczyć się z Teddym. To było szalenie absurdalne, więc postanowił przeteleportować się do Dziurawego Kotła. Rzucił ostatnie spojrzenie na Norę i zniknął.

niedziela, 21 lipca 2013

2.

Atmosfera podczas śniadania była bardzo napięta. Praktycznie nikt się nie odezwał, prócz pani Weasley, która poprosiła Rona, aby pozmywał naczynia i Hermiony, która zaproponowała, że mu pomoże. Nawet bliźniacy byli dziwnie spokojni. Harry już otwierał usta, aby przyłączyć się do przyjaciół, ale Ginny kopnęła go pod stołem.
Na szczęście to milczenie podczas śniadania szybko poszło w niepamięć, ponieważ bliźniacy postanowili się tym zająć.
- No, a teraz zapraszamy wszystkich do ogrodu na specjalny spektakl! – powiedział George.
- Super śmieszny, super wciągający! Wasze kwaśne miny wnet zmienią się w szerokie uśmiechy! – uzupełnił Fred i obaj wybiegli do ogrodu.  Artur i Molly spojrzeli na siebie zaniepokojonym wzrokiem i chociaż nie mieli ochoty, wyszli razem za synami. Po chwili dołączył do nich Bill, Fleur i Charlie.
- Ja nie będę patrzył na tę głupotę. – powiedział Percy i odszedł do swojego pokoju. Ron z niezadowoloną miną ruszył za Hermioną, która przy pomocy zaklęć przeniosła brudne naczynia do zlewu.
- Ron, ty myjesz, a ja wycieram. – odparła.
 Harry złapał za rękę Ginny i oni też wyszli do ogrodu.
- Ach, są i nasze gołąbeczki! – zagruchał Fred. Harry myślał, że spali się ze wstydu, kiedy zobaczył tak wiele ciekawskich spojrzeń utkwionych w nim i w Ginny. Chciał puścić jej rękę, ale ona złapała go mocniej, jakby czytała w jego myślach. Pani Weasley tylko się uśmiechnęła, a Artur puścił oko do Harry’ego. Usiedli obok Charliego na trawie i wtedy bliźniacy zaczęli pokaz.
- Kogo bierzemy na pierwszy ogień, braciszku? – spytał George.
- Jak to  kogo? Oczywiście Harry Potter! – zapowiedział Fred a George przygotował się do przedstawienia. Zanurzył swój długi palec w błocie i stworzył na swoim czole własną błotnistą „bliznę – błyskawicę”. – Chłopiec, który przeżył, Wybraniec, który pokonał Pana Ciemności, samego Lorda Voldemorta! – kontynuował Fred, a George w tym czasie wyjął swoją różdżkę i udawał, że rzuca jakieś potężne zaklęcia w osobę, która w jego wyobraźni znajdowała się gdzieś za ich plecami. – Niegdyś szukający drużyny Gryffindoru, mistrz w swoim fachu, dzięki niemu wygraliśmy PRAWIE każdy mecz. – dodał, akcentując słowo „prawie”. - Do szaleństwa  zakochany w naszej siostrzyczce, która być może już niedługo zostanie panią Potter… - George w tym momencie udał, że obściskuje się z niewidzialną dziewczyną. Wszyscy wybuchnęli śmiechem na jego widok. Wszyscy, oprócz Harry’ego, który czuł, że zrobił się czerwony jak burak i Ginny, która również zrobiła się czerwona, tyle że ze złości. – A teraz Charlie Weasley, nasz kochany braciszek! – George zmył z twarzy błotnistą bliznę i przyjął pozę jakiegoś siłacza. – Pogromca smoków z Rumunii, można by nawet powiedzieć, że woli smoki od kobiet. Poprzednik naszego Wybrańca, były szukający Gryffindoru, jak kiedyś uderzył w dwóch Ślizgonów, to przez dwa tygodnie leżeli w skrzydle szpitalnym. O nim nie da się zbyt wiele powiedzieć, prócz tego, że gdy byliśmy mali, to rzucał w nas gnomami z ogrodu. – mimo że nie był to zbyt rozbudowany opis, wszyscy, dzięki parodiom George’a, który pokazywał właśnie brata jako siłacza, który rzuca gnomami w wyimaginowanych młodszych braci, płakali ze śmiechu. – A teraz Fleur Dela… przepraszam, Fleur Weasley! – teraz George wykonał gest przedstawiający jeden z codziennych ruchów Felur, czyli odrzucanie do tyłu jej długich włosów. – W jej żyłach płynie krew wili, ale mimo tego strzeżcie się, panowie! Jej serce jest już zajęte przez naszego długowłosego braciszka! – Fred wolał dalej nie parodiować Fleur i Billa, ponieważ szwagierka wyglądała tak, jakby chciała wydrapać im obu oczy. Wtem weszli do ogrodu Ron i Hermiona, również trzymający się za ręce i lekko czerwoni na twarzy. – Och, kolejna para dołączyła do naszego grona! – krzyknął Fred, a oni usiedli obok Harry’ego i Ginny. – Więc może teraz nasz braciszek Ronald, co George? Cóż, prócz zniszczenia horkruksa nie ma zbyt wielu uzdolnień. Jak mieliśmy przed chwilą okazję zaobserwować, stracił głowę dla  najlepszej uczennicy naszej szkoły. – George udawał Hermionę, która wyrywa się do odpowiedzi na lekcji, a potem Fred sparodiował Rona, który patrzy na nią zakochanym wzrokiem. – A teraz sama zainteresowana, a mianowicie Hermiona Granger, może niedługo Weasley… - George otworzył niewidzialną książkę i udawał, że nie może oderwać od niej wzroku. – Przez naszą ukochaną panią profesor, której centaury pokazały, gdzie raki zimują, nazywana Małą Miss Pytań-O-Wszystko, przez cudowną redaktorkę Proroka Codziennego Miss Doskonałości, a przez Bułgarskiego szukającego Hermijoniną…
- Och, Fred, a może ty opowiedziałbyś o tym, jak nazywa cię Angelina, co? – nie wytrzymała.
- No właśnie, George, a jak tam Katie? Trenujecie przysysanie się do siebie na zapleczu sklepu? – Ginny postanowiła pomóc przyjaciółce. Obaj bliźniacy zapłonęli ognistym rumieńcem.
- Chłopcy, czy jest coś, o czym chcielibyście nam powiedzieć? – spytała Molly.
- Nie! To znaczy tak… - odparł George.
- Ale nie teraz. – dodał Fred. – A teraz zamykamy przedstawienie, idziemy do domu, braciszku, nasz talent aktorski nie został doceniony w środowisku rodzinnym. – powiedział i razem z bratem bliźniakiem ruszył w kierunku Nory. Wszyscy wrócili do domu, oprócz Ginny i Harry’ego. Jak się potem okazało, Hermiona i Ron też gdzieś zniknęli.
- Ginny, przejdźmy się. – powiedział Harry.
- Nie ma sprawy, chodź, pokażę ci moje sekretne miejsce.
 – odpowiedziała rudowłosa i złapała go za rękę. Harry zdziwił się, kiedy zaprowadziła go do starej szopy na miotły przy ich podwórkowym boisku. 
- Siadaj. Uwielbiam tu przychodzić. Pewnie wiesz już jak nauczyłam się tak dobrze latać?
- Tak, Hermiona mówiła. – odparł. – Ale posłuchaj, Ginny. Muszę ci coś powiedzieć. Z resztą nie tylko tobie, ale najpierw chcę poznać twoje zdanie na ten temat, chociaż wiem, że będziesz temu przeciwna. Ja… nie mogę dłużej mieszkać w Norze. Wiem, że zawsze będę mógł tu wrócić, ale nie chcę być ciężarem dla twoich rodziców. A teraz kiedy nie ma Voldemorta chciałbym poszukać własnego domu. Może wrócę do Doliny Godryka? Zrozum Ginny, ja…
- Nie, Harry. – przerwała mu. – Czy sądzisz, że mama wypuści cię od nas, kiedy Bill i Fleur wrócą do Muszelki, a Charlie do Rumunii? Pewnie nawet Percy niedługo się wyniesie, więc na dobrą sprawę nie zostanie nas zbyt wielu. Wiesz, Hermiona mówiła mi, że chciałaby odnaleźć rodziców w Australii i przywrócić im pamięć. Pewnie też będzie chciała się szybciej wynieść, ale zatrzymam ją. A poza tym, Harry, pomyślałeś o mnie? Pomyślałeś o tym, co ja czułabym, gdyby ciebie tu nie było? Na dobrą sprawę jeszcze nie zdążyliśmy się sobą nacieszyć. Ja cię kocham, Harry. Nikogo nigdy nie kochałam tak mocno. Nie liczysz się z tym?
- Oczywiście, że się liczę, Ginny! Ja też cię kocham. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo, zrobiłbym dla ciebie wszystko. Ale miałem nadzieję, że zrozumiesz. Chciałbym, żebyśmy w przyszłości razem zamieszkali, a przecież nie będziemy żyć w jakiejś ruderze! Poza tym chciałbym postarać się o posadę aurora. Wiesz, że zawsze o tym marzyłem…
- Harry! Ale przed nami jeszcze tyle czasu, całe miesiące, nawet lata! Zostań jeszcze z nami, mama się ucieszy, a bliźniacy dostarczą atrakcji. Proszę, zrób to dla nas. Dla mamy.
- No dobrze… - Harry w końcu uległ, ale obiecał sobie, że wróci do tego tematu. Objął Ginny w pasie i pocałował. Była najcudowniejszą i najlepszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkał. Co by bez niej zrobił? To Ginny pokazała mu, co tak naprawdę znaczy kogoś kochać. Dzięki niej poznał prawdziwe znaczenie miłości. Siedzieli tak w milczeniu przez jakiś czas. Ale nagle zobaczyli Rona i Hermionę odpoczywających w cieniu wielkiej jabłoni. Żywo ze sobą rozmawiali, Hermiona bardzo gestykulowała. Ron tylko kręcił głową. W końcu spojrzał na nią i zamknął jej usta pocałunkiem. Chociaż Ginny nie widziała twarzy przyjaciółki wiedziała, że była zaskoczona, ale odwzajemniła ten nagły przypływ uczuć.
- Ronald! – krzyknęła, kiedy wreszcie przestali. Harry i Ginny przypatrywali się tej scenie z lekkim rozbawieniem.
- A może i my byśmy się pokłócili tak jak oni, co? – zaproponował Harry.
- A skąd wiesz, że oni się kłócą? – spytała Ginny z uśmiechem.
- Nie wiem. – odpowiedział i pocałował ją tak gorąco, jak tylko umiał, a potem objął ją, żeby czuła się bezpiecznie.
- Harry… - zaczęła dziewczyna. – Kocham cię.
- Ja ciebie też, Ginny.



sobota, 20 lipca 2013

1.

Gdy Harry otworzył oczy okazało się, że jest w Norze. Nie wiedział jak i kiedy się tam znalazł. Zobaczył Rona śpiącego na łóżku obok i pochrapującego co jakiś czas. Musiało być bardzo wcześnie, ponieważ słońce jeszcze nie wzeszło.
Wciąż nie dochodziły do niego wydarzenia wczorajszego dnia. Usnął strasznie szybko, a obudził się bardzo wcześnie. Nie wiedział czemu, skoro wciąż był zmęczony. Wstał tak cicho jak tylko umiał, by nie obudzić przyjaciela. Na wszelki wypadek rzucił na siebie Muffliato. Wyjrzał przez okno na piętrze i szybko zorientował się, że nie on jeden nie może spać. Zobaczył Ginny spacerującą po podwórzu. Jakiś głos w jego głowie podpowiadał mu, że to musiała być swego rodzaju szansa. Cały dom pogrążony był we śnie, prócz niej i Harry’ego. Oczy same mu się zamykały, a mózg domagał się snu, mimo to Harry zmusił się, by wyglądać na wypoczętego. Zarzucił na siebie bluzę i wyszedł z domu. Dostrzegł Ginny siedzącą na trawie w miejscu, gdzie niegdyś stał namiot weselny Billa i Fleur. To wszystko wydawało się teraz tak odległe… Poranek był chłodny, a ona miała na sobie tylko koszulę nocną. Uśmiechnął się na jej widok. Jeszcze go nie dostrzegła. Przypomniał mu się ich pierwszy pocałunek, potem kolejny. To było cudowne uczucie. Tak bardzo chciał, aby ten czas wrócił… Może jeszcze nie wszystko stracone? Podszedł bliżej, usiadł obok niej jednocześnie ściągając bluzę i zarzucił jej ją na ramiona. Wzdrygnęła się i odwróciła w jego kierunku.
- Harry! Powinieneś odpocząć, wyspać się!
- Myślisz, że gdybym mógł, to nie zrobiłbym tego?
Ginny uśmiechnęła się.
- Też nie możesz spać?
- Niestety, chociaż wierz mi, że bardzo bym chciał. A ty czemu nie śpisz? Zasługujesz na to równie bardzo jak ja.
Kiedy to usłyszała, zaśmiała się. Ma taki słodki śmiech, pomyślał Harry.
- Głowa pękała mi od natłoku myśli.
Oboje milczeli przez jakiś czas. Harry zastanawiał się jak ubrać w słowa myśli, które nękały go od momentu pokonania Voldemorta.
- Ginny... – zaczął. – Pamiętasz, co powiedziałem ci po pogrzebie Dumbledore’a? Że Voldemort lubi wykorzystywać bliskich swoich wrogów. – odparł, widząc jej zaskoczone spojrzenie. -  Ale teraz już go nie ma. I może… może moglibyśmy zacząć wszystko od nowa?
-  A ty pamiętasz, co ja ci powiedziałam? Że nigdy nie traciłam nadziei, że będziesz mój. Czy myślisz, że po tym wszystkim co działo się przed bitwą i w jej trakcie, mogłabym zmienić zdanie? Przecież dobrze znasz odpowiedź.
Harry nie odpowiedział. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, ich spojrzenia spotkały się. On próbował odnaleźć w jej oczach chociażby cień wahania, ale nie potrafił. Zanurzył dłoń w jej długich włosach, które opadały jej na ramię, pochylił się nad nią i ich usta spotkały się w miłosnym pocałunku. Oboje tak bardzo tego pragnęli.
- Harry, obiecaj mi jedno. – odezwała się Ginny.
- Tak?
- Obiecaj mi, że od teraz będziemy już na zawsze razem.
- Obiecuję. – powiedział i przypieczętował swoją obietnicę gorącym pocałunkiem. Po chwili Ginny wzięła Harry’ego za rękę i pociągnęła w kierunku domu. On spojrzał na nią pytającym wzrokiem.
- Mama niedługo wstanie. Muszę przygotować śniadanie. Wiesz, po tym wszystkim… Remus, Tonks... no i po tym jak Bellatrix prawie mnie zabiła...chciałabym, żeby odpoczęła. Zbyt wiele przeżyła.
- Racja, nie pomyślałem o tym, przepraszam. Pomogę ci.
Jeszcze nikt nie wstał. Harry zorientował się, że Ginny całkiem nieźle radzi sobie w kuchni.
- Mógłbyś wyjąć talerze? I byłabym wdzięczna, gdybyś nakrył do stołu. – powiedziała szeptem.
- Oczywiście.
Szybko policzył wszystkich Weasley’ów oraz jego, Hermionę i Fleur, która przeniosła się z Muszelki wraz z Billem, by pomagać teściowej. Nawet Percy został w domu na kilka dni. Harry wyjął dwanaście talerzy i rozstawił je na stole. Potem wyjął sztućce oraz szklanki i rozłożył je przy każdym z miejsc.
- Czekam na kolejne polecenia, szefowo! – zasalutował. Ginny roześmiała się. Machnęła różdżką w kierunku dwóch dzbanków, które szybko się napełniły – jeden wodą, a drugi sokiem.
- Gdzie ty się tego wszystkiego nauczyłaś? – zdumiał się Harry.
- Nie zadawaj zbędnych pytań, tylko ustaw je na stole. A jak już to zrobisz, to idź do ogrodu po goździki. To te, które rosną najbliżej płotu, te białe. – powiedziała, kiedy zobaczyła, że nie ma zielonego pojęcia jak wyglądają goździki i zaśmiała się.
- No co, przez większą część mojego życia byłem zbyt zajęty ściganiem Voldemorta, żeby dowiedzieć się jak rozpoznać goździki. – odparł, udając obrażonego, ale posłusznie udał się do ogrodu i po chwili wrócił z odpowiednimi kwiatami. Ginny nałożyła na każdy talerz porcję jajecznicy ze szczypiorkiem.
- No, teraz możemy iść się ubrać. Tylko cicho, żeby nie obudzić innych.
Harry chwycił ją za rękę i razem ruszyli po schodach. Rozstali się dopiero pod pokojem Ginny. Ona nacisnęła delikatnie klamkę, aby nie obudzić Hermiony śpiącej w jej pokoju. Jakież było jej zaskoczenie, kiedy jej tam nie zastała!
- Harry, Hermiona zniknęła!
- Co? Jak to zniknęła? – zdziwił się i zajrzał do pokoju dziewczyny. - Przecież nie wyszła, cały czas byliśmy na dole… Wiem! Chodź ze mną, tylko cicho.
- Ale…
- Chodź, to się dowiesz. – uśmiechnął się zawadiacko i złapał za jej rękę. Kiedy dotarli na miejsce, Ginny stanęła jak wryta.
- Co?! Pokój Rona?! Co Hermiona może robić w pokoju mojego brata?
- Ciii… - uciszył ją Harry. Spostrzegł, że drzwi były uchylone. Zajrzał przez szparę i to, co zobaczył, potwierdziło jego przypuszczenia. Rzucił Muffliato na Ginny i otworzył szerzej drzwi. Kiedy dziewczyna to zobaczyła, aż otworzyła usta ze zdziwienia. Otóż ujrzała śpiących Rona i Hermionę, którzy widocznie zasnęli przytuleni do siebie. Harry pociągnął ją delikatnie za swoją bluzę, którą wciąż miała na sobie.
- Widocznie Hermiona się obudziła i zobaczyła, że ciebie nie ma w pokoju, instynktownie wyjrzała przez okno i pewnie wtedy zobaczyła jak ja podchodzę do ciebie. Musiała wiedzieć, że mnie nie ma w pokoju Rona, inaczej w ogóle by się tam nie pojawiła. Sprytna z niej dziewczyna.
Ginny zaniepokoiła się słysząc te słowa, ale ufała Harry’emu. Wiedziała, że kocha Hermionę jak siostrę.
- Masz rację, ale teraz ubierzmy się już, niedługo wszyscy wstaną. Przebierz się i zejdź do kuchni, zjemy śniadanie. – powiedziała i odeszła do siebie. Harry wyjął z kufra dżinsy oraz koszulkę i włożył na siebie.
 Spojrzał jeszcze raz na Rona i Hermionę. Będą świetną parą, pomyślał i zszedł do Ginny.